czwartek, 20 grudnia 2012

Płachty reklamowe, bilbordy, nachalne promocje, niszczenie przestrzeni publicznej komercyjnym przekazem, reprywatyzacja, eksmisje, brutalna gentryfikacja - to warszawska codzienność. Wydaje się, że nie może być gorzej. A jednak: okres przedświąteczny to czas, w którym branża reklamowa wręcz dostaje zadyszki, a z niewolników i niewolnic w fabrykach 'krajów rozwijających się' wyciska się ostatnie poty. Neony migają w szaleńczym rytmie,  bezrobotni wpychani są w stroje mikołajów, zewsząd atakują nas promocje i okazje. Tysiące ludzi wydaje ostatnie oszczędności aby kupić coś, co 'zrobi odpowiednie wrażenie'. Przed sklepami ustawiają się kolejki.

Nie chcemy brać w tym udziału. Nie damy sobie wmówić, że pragniemy czegoś, czego tak naprawdę nie potrzebujemy. Mamy dość nachalnej propagandy towaru.